Lily otworzyła zapuchnięte oczy. Było jej ciepło i
czuła znany jej zapach. Spojrzała tępo w ścianę i nie spuszczała z niej wzroku
przez dłuższy czas. Leżała nieruchomo. Nie wiedziała która godzina, gdzie jest,
ani co się stało. Pamiętała tylko że było jej zimno, i że obwiniała się za
śmierć rodziców. Do pogrzebu rodziców rzewnie płakała, co osiągnęło apogeum na
ceremonii pochówku. Teraz nie potrafiła uronić żadnej łzy. Była bierna i gdyby
tylko mogła pozostałaby w tej pozycji długi czas. Ale nie mogła. Pozwoliła
sobie na za dużo emocji. Wspominałam już, że było jej ciepło? Teraz zrobiło jej
się jeszcze cieplej, gdy James przyłożył twarz do jej szyi. Poczuła jego
miarowy oddech. Po plecach przeszedł ją przyjemny dreszcz. Puste od bólu serce
wypełniło się ciepłem, którego nie chciała się pozbywać. To nie było mocne
ciepło, ale dało się je spokojnie wyczuć. Lily oderwała wzrok od ściany i
odwróciła się twarzą do chłopaka. Spał. Był… piękny? Rozczochrana czupryna
opadała na poduszki, a męskie rysy
twarzy złagodniały. Na ustach błąkał mu się delikatny uśmiech. Lily pomyślała
jak by to było gdyby on nie istniał, albo co gorsza – zginął. W jej oczach
pojawiło się przerażenie. Potrząsnęła głową wyrzucając zły obraz z widoku.
Włożyła dłoń w czuprynę chłopaka i ucałowała go w czoło. Postanowiła się
pozbierać. Chociaż trochę. Mimo wszystko – czuła się pusta.
James otworzył oczy. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył
były wpatrujące się w niego, acz nieobecne zielone tęczówki. Chciał się tak
budzić wiecznie. Uśmiechnął się pod nosem.
-Dzień dobry- mruknął. Lily chciała uśmiechnąć się
do niego, odpowiedzieć, ale nie była w stanie. Z jej ust nie wyszedł żaden
dźwięk i raptem poczuła się chora. Skinęła tylko głową, chcąc mu przekazać, że
nie jest w stanie odpowiadać. James ucałował ją w czoło i podniósł się.
-Przyda Ci się ciepły rosół. Strasznie wczoraj
przemokłaś- spojrzał na nią z troską w oczach jakby bojąc się, że coś może jej
się stać. Postanowił się nią zaopiekować. Otworzyła oczy ze zdziwienia. Zawsze
posądzała go o brak odpowiedzialności i narcyzm. Zaskoczył ją tym wyrazem oczu
i stwierdzeniem. Pokiwała twierdząco głową, ale nie wstała z łóżka. Obserwowała
jak Potter ubiera się i wychodzi bez słowa z pokoju. Bał się?
James zszedł do restauracyjnej części Dziurawego
Kotła. Podszedł do baru i zamówił gorącą zupę. Czekając na realizację
zamówienia podsłuchał rozmowę dwóch czarodziejów, których kojarzył z
Ministerstwa.
-Wiesz Arnold- mówił jeden z nich ubrany w
ciemnofioletową szatę, wyglądający jakby nie spał od tygodnia- mam już dość. Od
tygodni giną mugolaki, a my do tej pory nie złapaliśmy żadnego sprawcy.
Sam-Wiesz-Kto rośnie w siłę i przybywa mu popleczników.
-Tak, zgadzam się. Mam nadzieję, że ten nowy kurs
pozwoli jakoś usprawnić działanie naszych aurorów. Jak na razie najlepiej idzie
Potterowi i Moody’emu. Wyobraź sobie, że ostatnio byli bliscy schwytania Dołohowa
– Odpowiedział mu mężczyzna w zielonej szacie, popijając kawę. James wytężył
słuch- Podobno Charlus został ranny, ale już się wylizał. Miał pocharatane
ramię. Za to Moody zarobił nową bliznę na twarzy- Arnold skrzywił się- W każdym
razie Dołohow zdążył się teleportować.
-Twoje zamówienie- Jamesowa uwaga została
odwrócona przez barmana, który wręczył mu tacę z jedzeniem – rosołem dla Lily i
stekiem dla siebie. Przy okazji taca przyozdobiona była magicznymi stokrotkami,
które mieniły się złotem. Potter podziękował i przelewitował tacę do pokoju.
Zastał Lily ubraną i uczesaną. Wyglądała jakby nie
spała. Snuła się po pokoju zaścielając łóżko. Wiedziała, ze zwykle robią to
skrzaty. Odwróciła się do Rogacza.
-Musiałam- wychrypiała i odkaszlnęła krzywiąc się-
musiałam zająć ręce- wytłumaczyła się. Wyglądała tak, jakby miała się zaraz
popłakać, a mimo wszystko łzy nie leciały z jej oczu. Opuściła głowę siadając
na łóżku. James odstawił tacę na stolik i podszedł do niej. Ukucnął i złapał ją
za dłonie.
-Lily- powiedział- wszystko się ułoży, zobaczysz-
Podniósł się i przytulił ją do siebie- Ale teraz zjedz rosół. Wiem, że pewnie
nie jesteś w stanie nic przełknąć, ale jestem skłonny nawet Cię karmić-
uśmiechnął się.
-Dam sobie radę- mruknęła. Podeszła do stolika i
usiadła na krześle. Ciepły płyn był jej potrzebny.
Hagrid przybył po nich godzinę później
oddelegowując ich do szkoły. Lily nie poszła na obiad, który właśnie trwał.
Zaszyła się w sypialni i postanowiła z niej nie wychodzić. James podzielił się
usłyszaną w Dziurawym Kotle rozmową z Suriuszem i Remusem- Petera z nimi nie
było, nie wiedzieć czemu, z reguły nie opuszczał obiadów. Panowie jednogłośnie stwierdzili, że na
świecie zaczyna się robić źle, a oni nie będą w związku z tym siedzieć
bezczynnie. Nie chodzi tu oczywista o zniknięcie Petera, którym się w ogóle nie
przejęli. Kto wie, może już teraz w szkole powstają stoważyszenia wierne
Voldemortowi…
Chłopcy nie mogli przestać rozmawiać o temacie. Di
przyglądała się im z uwagą, ale stwierdziła, że ma to gdzieś. Wszystkiego miała
dość. Szczególnie Syriusza. Ostentacyjnie wstała od stołu i podeszła do
Johnnego. Nie jeden, to drugi – facetów mogła mieć ile tylko chciała.
-Twoja propozycja na spacer dalej aktualna?-
mruknęła mu kusząco do ucha. Zerwał się praktycznie natychmiast. Złapał ją za
rękę i wyprowadził z Sali. Jak ona go pociągała!
-Skąd ta zmiana zdania?- zapytał, gdy wychodzili z
zamku
-Cóż, czasami lubię urozmaicić moje życie-
zaśmiała się uroczo. Musiała go zbajerować choćby nie wiem co. Na dworze było
chłodno, ale nie aż tak aby nie móc wytrzymać bez kurtki. Diana miała
szczęście, że założyła pod mundurek ciepły sweterek.
Rozmawiało im się zadziwiająco dobrze. Johnny
pilnował się po imprezie, na której dała mu kosza. To było widać. Śmiali się.
Diana przystanęła. W oddali zobaczyła Syriusza, który przyglądał się całemu
spacerowi. Chciała mu zrobić na złość, odegrać się na nim za to, ze ją
wykorzystał. Nie zwracała uwagi na to, ze to ona wpakowała mu się do wanny, że
to ona go sprowokowała i to ona nie dała mu dojść do głosu, gdy chciał jej
powiedzieć, że ją kocha. Nie wiedziała, że Black mógłby kogokolwiek kochać.
Poczuła się wykorzystana. Idąc tym tropem rozumowania postanowiła się na Łapie
odegrać. Zbliżyła swoją twarz do ust Johnnego. Połozyła dłoń na jego policzku i
pocałowała go. Całował nieziemsko. Poczuła motylki w brzuchu- nie takie jak
czuła całując się z Blakiem, ale jednak. To był dobry znak. Pomyślała sobie, że
mogłaby nawet bardziej odegrać się na byłym kochanku.
Tydzień później Lily wróciła do jako takiej normy.
Zaczęła przychodzić na lekcje. Nie odzywała się nawet do nauczycieli, ale ich
cieszył sam fakt, że w ogóle była. Profesor Slughorn zmartwił się zachowaniem
Lily do takiego stopnia, że ta trzasnęła mu przed nosem podręcznikiem i wyszła
z klasy wściekła jak osa. James pamiętał jak na niego się tak wściekała.
Cieszył się, że pozwala mu siedzieć ze sobą. Gdy była smutna chwytała go za
rękę i ciągnęła w miejsce gdzie mogłaby pomilczeć. On był przy niej. Mógł przy
niej posiedzieć, patrzyć na jej piękną twarz, na jej ciało. Nauczył się
rozpoznawać u niej każdą emocję, reagować na drgnięcie jej ciała gdy tego
potrzebowała. A ona była mu za to wdzięczna. Nie chciała od niego nic więcej.
Aż do pewnego dnia, gdy ktoś z uczniów puścił plotkę, o treści „Lily Evans i
James Potter są razem”.
-Potter! Ty nadęty bufonie! Ile razy mówiłam Ci,
że nigdy z Tobą nie będę? Po co rozpowiadałeś to całej szkole?- krzyczała na
niego, gdy siedzieli przy kolacji w Wielkiej Sali. James patrzył na nią z
niedowierzaniem. Po wszystkim co dla niej robił ona tak mu się odwdzięczała.
Wstał.
-Evans, do twojej wiadomości NIE rozpuścilem
takiej plotki, bo po pierwsze… - zamilkł. Patrzyła na niego wzrokiem „nie
tutaj, nie teraz, przepraszam”, mimo że jej postawa mówiła coś całkowicie
innego. Westchnął- Nie mam zamiaru Ci tego tłumaczyć. Też mam uczucia- jęknął i
wyszedł. Pobiegła za nim.
-Potter! Stój!
Poprowadził ją do jakiejś opuszczonej klasy.
-Lily… o co Ci chodzi?- zapytał siadając na ławce.
Stanęła przed nim.
-James, to nie tak. Ja nie chciałam, jestem Ci
wdzięczna za to, co dla mnie robisz. Zdenerwowałam się tylko, bo… oh, Severus
nazwał mnie szlamą, a Avery opowiadał jak ginęli moi rodzice i ja…
Przytulił ją.
-Zabiję gnoi- James był wściekły. Lily nie chciałą
żeby cokolwiek robił.
-James… muszę Ci coś powiedzieć, James, spójrz na
mnie- złapała jego twarz w dłonie. Jego oczy były przepełnione emocjami. Nie
chciała żeby był zły. No i była gotowa mu to powiedzieć.
-James… przez ten cały czas ty… ty byłeś przy
mnie, ja to doceniam, uwież mi. I wiesz, ja zmieniłam zdanie co do Ciebie. I
już dawno chciałam Ci to powiedzieć- plątała się. Jej głos drżał, czuła ssanie
w brzuchu oznaczające stres i podniecenie.
-James- zaczęła znowu- Ja chyba się w tobie
zakochałam- jęknęła praktycznie niedosłyszalnie wbijając wzrok w ziemię.
Potter siedział jak spetryfikowany. Czy Lily Evans
właśnie powiedziała mu, ze się w nim zakochała?
-Słucham?- uśmiechnął się obserwując ją.
-Nie każ mi tego powtarzać, jestem kiepska w
mówieniu o własnych uczuciach- jęknęła patrząc mu w oczy. Był najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Pocałował ją. Oderwała się od niego po chwili.
-Ale nie mówmy o tym nikomu- mruknęła
-Tajemnica jest jeszcze bardziej podniecająca –
stwierdził i pocałował ją ponownie.
-Di, mogę się przysiąść? - Syriusz wszedł do pokoju
wspólnego i gdy zobaczył siedzącą przy kominku czarnowłosą, poczuł nieodpartą potrzebą porozmawiania z nią. Podszedł powolnym krokiem. Czuł się dziwnie
walcząc o dziewczynę. Nigdy przecież nie musiał tego robić. Zawsze to one
lgnęły do niego. Jednak Diana nigdy nawet nie okazała mu krzty zainteresowania, poza łazienkową sytuacją, co wzbudzało w Blacku potrzebę walki o nią.
-to nie jest najlepszy pomysł - odparła. - zaraz
przyjdzie Johnny. Wiesz, jestem z nim.
Syriusz pomyślał chwilę rozważając wszystkie za i przeciw. Nelchael mówił, ze ma walczyć o Dianę, w przerwie między "ukręcę Ci łeb" a "zrobię Ci z dupy jesień średniowiecza", a Łapa czuł, ze kot nie
powiedział tego bezpodstawnie. Poza tym uczucie, które siedziało w chłopaku nie
dawało mu spokoju. Czuł, ze bez tej małej, wiecznie szczęśliwej istoty nie będzie
mógł długo egzystować. Musiał ją zdobyć i to wcale nie dla przyjemnosci.
-nie szkodzi, mam kremowe piwo- usmiechnal sie
nonszalancko I jakgdyby nigdy nic usiadł na fotelu po lewej stronie dziewczyny,
ktora siedziała lekko zdezorientowana.
-Chciales ze mną o czymś porozmawiać? Coś się stało? Coś z Jamesem?
Syriusz spojrzał w duże oczy czarnowłosej.
-nie, skąd przypuszczenia?
-no wiesz... Nie czesto zdarza sie, żeby Syriusz Black ot
tak sie do kogoś przysiadał...-mrugnęła do niego przyjaźnie (a przynajmniej starała się żeby tak było), lecz Łapa kątem
oka zarejestrował schodzącego ze schodów Johnnego. Obserwował jego ruchy już dokładniej, gdy ten podszedł do Diany I pocałował ja lekko w usta, po czym
usiadł po prawej stronie dziewczyny. Syriusz wstał i podał chlopakowi rękę w
geście przywitania. Ten uscisnął ja mocniej niż powinien również się podnosząc.
Cisza. Jedyne co dochodzilo do uszu Diany, to cisza.
Wojna energii. Czuła je, ich moc i ich wpływ na nią samą. Czuła, że jedna
z nich jest dominująca, a jedna lecząca rany. Ale która należała do kogo, tego
już Diana nie potrafiła określić. Pięć minut, a moze godzina. Juz sama nie
wiedziala ile tak siedzieli I sztyletowali sie wzrokiem. Czula sie co raz
bardziej niezręcznie i nie miała bladego pojęcia o co chodziło Blackowi, dlaczego
wchodził z kopytami w jej, swoja drogą, szczęśliwy zwązek.
-Johnny, byles juz u McGonnagal?
Cisza.
-Syriusz, po co przyszedłes?
Cisza.
Co raz bardziej ja to irytowalo. Wzięła głęboki oddech.
-moze byscie porozmawiali, bo nie wiem co sie z wami
dzieje!
Ignorancja. Bolalo.
-moze ja wyjde...- podniosla sie wygladzajac faldki na
białej sukience. Johnny tez sie podniosl.
-nie, zostan. Ja wyjde. Musze isc do McGonnagal.
Zobaczymy sie pozniej. - pocalowal ja w policzek I zniknal w dziurze pod
portretem. Diana opadla na fotel ciezko wzdychajac.
-I co sie gapisz Black? Skoncz juz I wyjdz, bo mnie
wnerwiasz.- spojrzala mu wyzywajaco w oczy, a on usmiechnal sie I nachylil w
strone jej ucha.
-uwielbiam, gdy sie zloscisz. Tak slodko wtedy
dominujesz... - pocalowal ja w policzek, dokladnie uwazajac by nie byl to ten
sam policzek, ktory pocalowal Johnny, I wyszedl do dormitorium pozostawiajac
dziewczyne w nie lada oslupieniu.