BLOGGER TEMPLATES - TWITTER BACKGROUNDS »

czwartek, 25 sierpnia 2011

Rozdział 5: "Niech cierpią"

Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale ostatnio bardzo są mi potrzebne takie rozdziały. Miał być horror- będzie, ale na razie jest coś takiego. Muszę sobie chyba znaleźć faceta ;p
Rozdział dedykuję M. - Leniaczku, dla dopieszczenia twoich kubków smakowych - rozdział dłuższy niż zwykle. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Syriusz Black otworzył oczy. Sprawiało mu to nie lada kłopot, ale po dłuższej chwili wspomaganej przeciągłym jękiem udało mu się. Wpatrywały się w niego soczyście żółte tęczówki.
-Nelchael- powiedział przeciągle- Chciałeś czegoś?
Żółte oczy ani na chwilę nie przestały wpatrywać się w Blacka, co doprowadzało go do szału. Zrzucił z siebie kota i ubrał spodnie. Rozejrzal się po pomieszczeniu. Znajdował się w swoim dormitorium, we własnym łóżku. Obok niego nie było żadnej dziewczyny, jak to zwykle bywało po imprezie, a jedyne co pamiętał, to początek picia z Jamesem.
Syriusz niezdarnie naciągnął na siebie koszulę i poszedł za Nelchaelem, który zniknął z pokoju raptem materializując się na dole schodów do męskich dormitoriów. Łapa schował do kieszeni różdżkę omijając leżące na ziemi papierki, butelki, rozgniecione przekąski i półnagich ludzi. Przeszedł przez pokój wspólny starając się nie wdepnąć w rozlany poncz, wódkę i wymiociny. Dotarł do portretu, by po dłuższym marszu znaleźć się na błoniach.
Podążył za kotem, który wszedł we wnękę w murze, zaraz pod wieżą Gryffindoru. Na twarzy Syriusza pojawiło się zdziwienie, gdy zamiast zwykłej dziury zobaczył drzwi. Pociągnął je i wszedł do niewielkiej komnaty. Rozejrzał się.
Pomieszczenie oświetlone było kilkoma świeczkami stojącymi na szafkach przy małym, jednoosobowym łóżku i biurku. Nikłe światło dawał też ogień palący się w kominku, który znajdował się  na drugim końcu pokoju. Owo biurko stało za drzwiami, i leżały na nim porozrzucane papiery, szkice i ołówki. Syriusz zauważył, ze na jednej z kartek narysowana jest ostatnia noc, gdy całował się się z Dianą w pokoju życzeń.
Nelchael siedział na łóżku. Przed nim stało drewniane krzesło.
-Usiądź Syriuszu.
Łapa go nie posłuchał. Podniósł rysunek i wpatrywał się w niego. Pieścił kubki estetyczne Blacka, bo był nadwyraz realistyczny, oddający cielesność i porządanie. Mimo to, wywoływał w chłopaku uczucie wściekłości.
-Co to jest?- Zapytał.
-Szkic, o ile dobrze wiem
-Kto to narysował?
-Ja.
-Po co? Byłeś tam wtedy?- Syriusz złożył kartkę i schował do kieszeni w spodniach. Mimo wszystko- podobał mu się ten obrazek.
-Nie muszę być żeby wiedzieć.
Syriusz zaklął pod nosem i usiadł na wskazanym przez Nelchaela krześle.
-Mam kaca i nie bardzo mam ochotę z tobą rozmawiać- Black spojrzał na towarzysza spod byka. Kot podniósł wzrok.
-Naprawdę? Black, nie igraj ze mną!
Łapie wydawało się, że dźwięk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Poczuł się jak w domu. Ojciec zwracał się do niego takim samym tonem. Nigdy nie powiedział nic miłego. Albo krzyczał, albo warczał. Nelchael nie zdąrzył się uchylić. Z jego nosa trysnęła krew.
-Nie waż się zwracać do mnie takim tonem, rozumiesz?- Black trzymał Kota za poły płaszcza przygniatając go do łóżka na którym leżał. Uderzył go ponownie podbijając oko. Rzucił nim o ścianę i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Nelchael popatrzył w przestrzeń i podniósł się do pozycji siedzącej. Nastawił sobie nos, po czym wyciągnął z szafki butelkę whysky. Nalał sobie do szklanki, po czym wypił jej zawartość.
-Tu Cię boli… - mruknął.

Lily wtuliła się mocniej w ciepłe ramiona. Nie chciała otwierać oczu, sen wydawał się bardzo realistyczny, a tę noc przespała wyjątkowo dobrze. Było jej ciepło, czuła się bezpiecznie i całą noc miała wrażenie czyjejść obecności. Nie opuszczało jej w dalszym ciągu, ale zrzuciła to na dalszą imaginację snu. Jednak w jej śnie nic nie głaskało jej po ramieniu, a teraz wyraźnie to czuła. Wytężyła zmysły. Znała ten zapach bardzo dobrze, delikatnie mieszał się z wonią alkoholu, ale był mocno wyczuwalny. „James?” – pomyślała. Wiedziała bardzo dobrze, że leży wtulona w ramiona Pottera, ale nie była w stanie się z nich uwolnić. Ba, nawet nie próbowała. Było jej tak dobrze, że pragnęła zatrzymać ten stan na dłużej. A on był taki ciepły. Czuła jak otula ją kołdrą i rozluźnia uścisk. Nie pozwoliła mu na to. Przytuliła go do siebie mocniej umieszczając nos w zagłłębieniu między szyją a obojczykiem chłopaka. Tu pachniał najładniej. Poczuła jak się uśmiechnął obejmując ją ponownie i wplatając dłoń w jej włosy. Czyżby wiedział, że nie śpi?
-Jeśli to sen, to może trwać wiecznie…- mruknęła. Nie zważała na konsekwencje swoich słów i czynów. Nie myślała o przeszłości ani przyszłości. Liczyło się tu i teraz. Stęskniła się za nim i mogłaby przysiądz, że gdy się odezwał niskim, zalotnym głosem, po jej ciele przeszedł dreszcz, a nogi zrobiły się miękkie.
-Dla Ciebie wszystko.
Lily otworzyła oczy. Zobaczyła ciało Pottera. Przejechała dłonią po jego brzuchu. Nie spodziewała się, że będzie aż tak umięśniony. Zarumieniła się.
-Jak się spało?- zapytał głaszcząc ją po plecach. Zamruczała cicho dotykając dłonią jego twarz. Poczuła kilkudniowy zarost – w takim było mu najlepiej i uwielbiała gdy go miał.
-Uznam to za pozytywną odpowiedź- zaśmiał się delikatnie podsuwając ją w górę łóżka. Ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Lily uśmiechnęła się delikatnie patrząc Jamesowi w oczy. Nie spodziewała się, że będzie aż tak szczęśliwa. Nie spodziewała się, że będzie jej aż tak dobrze. Cała nienawiść, którą żywiła do niego przez wszystkie lata odpłynęła z niej już dawno, a teraz ogarnęło ją dziwne i nieznane uczucie, któremu poddawała się mimo woli. Umieściła nogę między nogami Rogatego. Zaśmiała się z jego miny. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
-Myślałem, że uciekniesz. Nie wiedziałem nawet, że zostaniesz tu na noc. Jak to się w ogóle stało? – szeptał. Ale dla niej i tak używał w tym momencie za dużo słów. Czuła, że jest w samej bieliźnie. Pamiętała, że gdy rozbierała Jamesa żeby położyć go spać, on nie był jej dłużny. Ale niczego innego nie zrobił poza ściągnięciem koszulki. Spodni pozbawiła się sama. Poprosił żeby położyła się obok, a ona się zgodziła.
Położyła palec na jego wargach.
-Ciii- szepnęła i ucałowała czubek jego nosa.
-Jesteś taka piękna…
-Ciii- dotknęła jego policzka całując kącik jego ust.
Uśmiechał się.

James Potter czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie wiedział gdzie ma to szczęście ulokować. Poza tym wypełniała go miłość do tej rudej istotki, która właśnie wpatrywała się w jego twarz z zupełnie inną energią niż kiedyś. Widział w jej oczach coś, co chciał zobaczyć od zawsze. Widział… radość? Uwielbienie?.... Miłość?
Nie chciał robić żadnego ruchu. Dał jej działać. Nie chciał jej tracić, bo zrobił coś nie tak. Chciał zatrzymać tą chwilę na zawsze. Budzić się tak codziennie i czuć ciepło jej ciała.
Pocałowała go.

Lily przestała myśleć co robi. Po raz pierwszy w życiu czuła do Pottera coś innego niż nienawiść. Czuła jak to rozlewa się w całym jej ciele. Nie wiedziała co to, ale nie chciała tego uczucia wypuszczać. Pocałowała go, a on oddał pocałunek. Po jej ciele przeszedł dreszcz.

Syriusz wpadł do pokoju jak burza. Bolała go głowa, czuł się niewyspany i był wściekły na Nelchaela. Nie miał ochoty na nic, poza prysznicem. Porwał więc rzeczy i udał się do łazienki prefektów, z których korzystali dzięki Remusowi, głośno trzaskając drzwiami od dormitorium. „Niech cierpią” – pomyślał.

Diana przekręciła się na łóżku. Dotknęła dłonią zimną poduszkę, by chwilę później wtulić w nią twarz. Ogarnęło ją uczucie niespełnienia i niedosytu. Kierując się instynktem udała się w wybrane przez siebie miejsce.

Łapa zanurzył się w bąbelkach stworzonych z magicznych dysz w wannie. Zamknął oczy, po czym gwałtownie je otworzył, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Wytężył zmysł zapachu. Poczuł woń alkoholu i znajomy zapach, po czym ponownie zamknął ślepia.
-W tym momencie przesadzasz- stwierdził, gdy osóbka weszła do wody.
-Daj spokój. Mnie też przyda się chwila relaksu. No chyba że nasikałeś do wody, wtedy mogę się zbulwersować – zaśmiała się.
-Głupek – otworzył oczy patrząc na nią. Zapragnął zrobić na złość Nelchaelowi. Dobrze wiedział, że ten będzie skłonny go zabić, ale w tym momencie mało go to obchodziło. Podpłynął do Diany i wpił się w jej usta. Postanowił nie marnować okazji. Taka chwila może już nigdy się nie wydarzyć.

Diana oparła się o zimną wannę. W mugolskim świecie woda na pewno byłaby już zimna, lecz tu ciągle utrzymywała pierwotną temperaturę. Rozgrzane ciało dziewczyny niespecjalnie tolerowało to ciepło. Spojrzała na przymknięte oczy Blacka, który siedział naprzeciwko gładząc jej udo. Niby wszystko dobrze, ale Diana poczuła się paskudnie. Zaśmiała się.
-Hmm? – wymruczał przysuwając się do niej.
-To nie był twój pierwszy raz, prawda? – zapytała przyglądając się jego twarzy. Była pewna, że nie była pierwsza i poczuła się wykorzystana, zaliczona i dołączona do syriuszowej kolekcji. Potwierdził. Wyszła z wody. Nogi miała jeszcze miękkie, ale udało jej się zachować równowagę. Naciągnęła na siebie bieliznę i pierwszą lepszą koszulę, po czym wyszła z pomieszczenia trzaskając portretem. Syriusz ruszył za nią.

Remus Lupin został obudzony przez cichy chichot dochodzący z łóżka jego najlepszego przyjaciela. Niezmiernie go ten dźwięk irytował. Rozchylił kotary z nielada łoskotem nasłuchując reakcji kolejnej z dziewczyn na jedną noc Rogacza. Dobiegł go głos Lily, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że Potter ma siedzieć cicho. Remus nigdy nie był nachalny, ani nie wtrącał się w niczyje życie, ale nie mógł się powstrzymać. Rozchylił kotary w łóżku przyjaciela w tym samym momencie, gdy drzwi do dormitorium się otworzyły.
-No nie wierzę!
-Ja jebię…
Remus i Diana stanęli jak wryci. Po chwili w drzwiach zmaterializował się Łapa.
-Diana! Co się sta…. O ku*wa- uśmiechnął się od ucha do ucha. Takiego widoku nie spodziewał się zobaczyć nigdy w życiu. Evans leżała wtulona w Rogatego śmiejąc się do rozpuku. Ich nogi były dziwnie zaplątane, a dłoń chłopaka zatrzymała się na talii Rudej. Kołdra leżała gdzieś w nogach łóżka, a włosy dziewczyny były potargane. Natomiast James szczerzył się do przyjaciół.
Diana mogłaby przysiądz, że gdyby nie ręka Pottera, to Lily spadła by z łóżka.
-Chciałam porwać moją przyjaciółkę, ale widzę, że chyba jest to niemożliwe – Di poczorchrała mokrą grzywkę. Dopiero teraz przyjaciele spojrzeli na nią i Syriusza. Wyglądali co najmniej śmiesznie. Ona miała na sobie bieliznę i koszulę Łapy, a on same spodnie, które nie były do końca zapięte i z których wystawały majtki.

Lily i Diana szły na śniadanie do Wielkiej Sali.
-Czuję się jak prostytutka- mruknęła Harris gdy przechodziły przez korytarz na pierwszym piętrze.
-Dlaczego? – Lily nie mogła opanować uśmiechu. Czuła się wyśmienicie i żadna informacja nie mogła jej zepsuć humoru.
-Straciłam dziewictwo. Z Blackiem. W wannie.
Lily zatrzymała się na środku schodów.
-OSZALAŁAŚ?!
Na twarzy Di pojawił się dorodny rumienieć, gdy Evans krzyczała o jej odpowiedzialności, a może i jej braku.
-Tak, dobij. Wiesz, że tego mi trzeba…
-Ale powiedz, bo zawsze byłam ciekawa…- Evans zeszła z tonu i złapała przyjaciółkę pod rękę ciągnąc ją w stronę Sali- jak było?
Harris uśmiechnęła się.
-Cudownie!

Było już popołudnie po lekcjach, gdy dziewczyny siedziały w pokoju wspólnym odrabiając zadane prace domowe. Śmiały się przy tym w najlepsze, gdy portret odsunął się, a do pokoju weszła McGonnagal. Miała lekko przybitą minę.
-Panna Lilyann Evans, proszę do mnie! – powiedziała cichym, aczkolwiek dobrze słyszalnym tonem. Przyjaciółki spojrzały na siebie i wzruszyły ramionami. Obie nie miały pojęcia o co chodzi. Huncwoci schodzący ze schodów zatrzymali się w pół kroku i obserwowali zajście. Ruda wyszła za nauczycielką.

Godzinę później, gdy Lily nie wracała, a Diana przy pomocy Remusa zdąrzyła napisać za nią wypracowanie na zielarstwo, przyjaciele zainteresowali się tak długim pobytem Evans u opiekunki ich domu.
-Mam nadzieję, ze to nic poważnego- jęknęła Harris opierając się o nogi Blacka i powoli wstając z podłogi, na której siedziała- Idę jej poszukać.
Ale nie dane jej było dojść nawet do portretu, gdyż ten otworzył się, a do pomieszczenia wpadła wściekła, zapłakana ruda osóbka. Wbiegła do dormitorium dziewcząt, a Di podążyła za nią.

Chwilę później Huncwoci znaleźli się koło Lily, która zanosiła się płaczem wtulając w przyjaciółkę. James usiadł obok zapłakanej dziewczyny delikatnie umieszczając ją na swoich kolanach. Wtuliła się w niego chlipiąc coś niezrozumiałego.
-Ciii, nie mów- mruknął gładząc ją uspakajająco po plecach. Ale Lily powtórzyła.
-Voldemort….moi rodzice… on ich zabił.

piątek, 12 sierpnia 2011

4:"Chodź ze mną"

Przepraszam za te romanse, nie mogłam się powstrzymać :) I za błędy. Pisałam na telefonie, względnie poprawiłam...
------------------------------------------------

Lily siedziała na błoniach. Wystawiała twarz do słonca, by naładowac sie pozytywną energią. Przed nią rozciagały sie zielone pola z jednej strony ograniczone scianą lasu, a z drugiej taflą wody, ktora, nieskazitelnie czysta, niczym lustro odbijała piekno lekko przypruszonego białymi chmurami błękitu. Złote słonce smagało soczyscie zieloną trawę I rosnące gdzieniegdzie kępy złotych traw. Były one suche, ale w tym momencie Evans wydawało się, ze sa to najczystsze zboża, a nie uschnieta trawa. Siedziala pod lasem obserwujac niezmacona wode I cieszacych sie sloncem uczniow. Byli szczesliwi, zajmowali sie swoimi sprawami, a dziewczyna dalej czula sie obserwowana. Rozejrzala sie wokolo jeszcze raz. Nad jej glowa przelecial czarny ptak przyprawiajac ja o dreszcze. Nie wiedziala czemu, ale bala sie. Ciemna chmura przyslonila slonce, ale wczesniejsze promyki pozostawily na twarzy Lily usmiech. Byla ladna, miala przyjaciol I rodzine. Nie byla sama I miala powody do radosci. 
-dziekuje, dziekuje, dziekuje - szepnela. 
-Lily,Lily,Lily. Co tak siedzisz,co? Nie mozesz byc wiecznie sama. 
-Di! Nie strasz mnie! Co robisz? - czarnowlosa usiadla. 
-Zamierzam spędzić z Tobą czas. Wiesz, teraz gdy Potter dał Ci spokój jesteś coraz bardziej smutna i apatyczna. Co się dzieje?
-Wiesz, martwię się. Ataki na mugoli nasilają się, Voldemort rośnie w siłę. Nie chciałam zostawiać rodziców bez opieki. Myślałam nad rzuceniem Hogwartu, żeby ich ochraniać…- Lily popatrzyła smutno na przyjaciółke, aby po chwili się do niej uśmiechnąć- a jednocześnie jestem taka wdzięczna… 
-nawet za Pottera? 
-nawet.

-Jamie…- Diana nachyliła się nad Huncwotem ukazując swój dekolt. Chłopak spojrzał w jego stronę, po czym nic sobie nie robiąc podniósł wzrok na oczy dziewczyny.
-Nie. Ja Ci nie pomogę- wyszczerzył się, a Di podniosła się i prychnęła oburzona- Z chęcią zrobi to Syriusz, znając życie.
-Co zrobi?- dziewczyna spojrzała na Rogatego uważnie.
-No przeleci. Wiesz, ja mam swoją Lily, a ty mnie nie podniecasz- uśmiechnął się jeszcze szerzej. Diana spojrzała na niego oburzona, ale po chwili zrozumiała humor Pottera i postanowiła również zagrać w jego grę. Usiadła na nim okrakiem i syknęła mu do ucha:
-I tak byś sobie nie poradził. W łóżku jestem cholernie wymagająca, a jak tak na Ciebie patrzę, to zaczynam w Ciebie wątpić. Mizerny i wygląda jak wypłoch… do tego dzikus. Co ty mi w ogóle proponujesz, co? 
James zarumienił się patrząc na dziewczynę. Zamilkł, by po chwili wrócić do siebie.
-Jesteś tego pewna, tak?- zapytał.
-Owszem. Co więcej, wiem że nawet nie warto próbować, bo mogę się nieźle zawieść.
James zrzucił z siebie Harrisównę, a ta uśmiechnęła się z triumfem. 
-Jeden do zera dla mnie – zaśmiała się i pociągnęła Huncwota za krawat w stronę jego dormitorium. Tam miała nadzieję znaleźć Syriusza. Nie pomyliła się. Siedział na swoim łóżku paląc papierosa i wpatrując się w jej kota. Diana pchnęła Jamesa na miejsce obok Syriusza.
-Już rozumiem! Masz ochotę na trójkącik! – zaśmiał się James. Syriusz i Diana sztyletowali go spojrzeniem. 
-Owszem, James, nie domyśliłeś się?- warknęła siadając na łóżku przed nimi i zakładając nogę na nogę. Oparła się na łokciu i przeszła do sedna sprawy.
-Macie godzinę na zrobienie imprezy. Lily strasznie martwi się atakami, a ja chcę żeby się rozerwała. Zróbcie wszystko, żeby było dobrze.
-Było tak od razu dziewczyno, bo już się bałem, że faktycznie chcesz nas przelecieć- James puścił jej oko, a Syriusz zaśmiał się z przyjaciela. Wstał z łóżka, wziął Nelchaela na ręce i wręczył go Jamesowi, który również podniósł się z kanapy. 
-Daj mi chwilę- mruknął Black patrząc wymownie na Rogatego, który zrozumiał przekaz. 
-A ty nie idziesz?- zapytała Diana patrząc na zamykające się drzwi. 
-Nie- usiadł naprzeciwko dziewczyny i wyciągnął w jej stronę rękę, którą chwyciła. Pociągnął ją i usadowił na swoich kolanach- Nie śpię już czwartą noc- Mruknał wtulając się w jej ramię. Przytuliła go do siebie. 
-Syriusz…- pogłaskała długie czarne włosy i ucałowała czubek jego głowy- Nie takiego Cię znam. Co Cię martwi? 
-Nie mogę powiedzieć- westchnął i ucałował jej obojczyk. Odsunął ją od siebie i ze słynnym błyskiem w oku zapytał:- Godzina, tak? 
-Teraz już nie cała – zaśmiała się czarnowłosa wstając z kolan chłopaka.

Diana wpadła do dormitorium jak burza. Otworzyła szafę i zatopiła się w niej niemal cała. Lokatorki obserwowały ją uważnie. Dorothy odrzuciła gazetę i podeszła do panny Harris. 
-Jakaś randka?
-Nie, impreza! Nie powiedziałam? – Di wynurzyła się z morza ubrań. Widząc ogłupiałe miny dziewcząt udwrzyła się otwartą dłonią w czoło.- No impreza, za jakieś pół godziny w pokoju wspólnym. 
Dziewczęta zaczęły przygotowania. W mgnieniu oka przebrały się i pomalowały. Lily stanęła przy szafie, którą dzieliła z Dianą. 
-I pewnie nie wiesz, co masz na siebie włożyć? Powiem Ci od razu- granatowa sukienka, ta z kokardką, będzie dobra- wymruczała Di zakładając kolczyki. Chwilę później usłyszały Huncwotów, którzy wołali wszystkich uczniów na potańcówkę. Wieża zaczęła huczeć od głośnej muzyki, która ani trochę nie była syszalna przez nauczycieli , a to dzieki zaklecia wyciszajacym. Lily zeszla ze schodow z mieszanymi uczuciami. Dobrze wiedziala, ze Diana zmusi Huncwotow do zrobienia imprezy, zeby ona przestala myslec o niebezpieczenstwie czychajacym na jej rodzine. Nie byla pewna, czy uda jej sie choc na chwile zapomniec. 
-Lilyanne, zatanczysz?- poczula goracy strumien powietrza tuz przy swoim uchu. Nawet nie zauwazyla, ze stoi ze szklanka ognistej whyski z lodem I opiera sie o sciane. James wyjal szklanke z jej dloni I postawil na parapecie. Chwycil owa dlon I polozyl sobie na szyi. Czul, ze nie musza wychodzic z cienia, w ktorym sie znajdowali. Jeszcze zeszlego roku wyciagnal by dziewczyne na sam srodek parkietu, aby sie nia pochwalic, lecz tym razem nawet taka mysl nie przewinela mu sie w glowie. Chcial panne Evans miec tylko dla siebie, chcial sie nia cieszyc I bezkarnie wdychac slodki zapach jej perfum. Lily polozyla druga dlon na jego torsie I przytulila sie. Potrzebowala bezpieczenstwa I oparcia, a James jej to zapewnial. Polozyl swoja dlon na jej, druga reka oplatajac ja w pasie. Oparl policzek na czubku jej rudych wlosow I zaczal kolysac sie delikatnie, wcale nie w rytm piosenki, ktora z hukiem wpadala do jego uszu.
-James, mam nadzieje, ze nie robisz sobie nadziei? Nie kocham Cie. Lubie, ale nie kocham- Rogacz nachylil sie w strone ust dziewczyny, aby moc ja lepiej slyszec. Czul bijaca z jej strony szczerosc. Usmiechnal sie. 
-to I tak postep. pamietaj Lilyanne, bede czekal.

Na parkiecie Diana nie mogla sie odpedzic od wzroku chlopcow, ktorzy obserwowali kazdy jej ruch. Wiedziala, ze czekali na jej aprobate, zaproszenie wzrokowe, ktore da im mozliwosc zatanczenia z nia. Jeden chlopak przypatrywal sie jej jeszcze dokladniej. Dopil drinka I ruszyl w jej kierunku. Zlapal ja w pasie I obkrecil do siebie zmuszajac dziewczyne do wspolnego tanca. 
-johnny, ty brutalu - diana zasmiala sie cicho tanczac z chlopakiem.
-diana, jestes cudowna,wiesz?
-cudowna to jest McGonnagal jak nie zada pracy domowej. 
-nie ironizuj, dobrze? Chodz ze mna.
-nie Johnny. Pusc mnie.
Chopak zmierzal w kierunku meskich dormitoriow prowadzac tam czarnowlosa. Spojrzal na nia, gdy stanela w drodze do sypialni I nie pozwolila sie dotknac. Jej oczy buntowniczo patrzyly spod grzywki, dlonie zaciskaly sie na krotkiej sukience, a wlosy zdawaly sie poruszac w fali wzburzenia niczym emocje dziewczyny. Do johnnego wlasnie dotarlo, ze bedzie zalowal kolejnych krokow, dlatego puscil dziewczyne. 
- jak chcesz... Chciałem tylko pogadać...
- ale ja nie chce- Diana odwróciła się na pięcie I usiadła obok niekompletnego składu huncwotow, chwytając po drodze butelke jakiegoś trunku I opróżniając ja. Zakręciło jej się w głowie, ale rozejrzała sie dookoła. Spojrzała na Remusa, który saczyl ognista whisky, potem na Petera, który jadl czekoladowe żaby zapijając je kremowym piwem. Jej uwagę jednak zwrócił Syriusz, który położył głowę na jej kolanach każąc się smyrać za uchem. Diana zaśmiała się wesoło. Ten rytuał powtarzali na każdej imprezie I w wolnych chwilach już od czterech lat. Oboje uwielbiali na chwilę zamknąć się I odciąć od reszty świata. Do błogiego stanu relaksu doprowadzała ich energia, którą wymieniali miedzy sobą poprzez dotyk dłoni I skory głowy. 
Diana przyjrzała się twarzy Syriusza oświetlanej przez blask kominka. Mial przepiękne rysy, prawie jak z porcelany. Głęboko osadzone oczy otoczone były gęstymi, czarnymi rzęsami. W tym momencie Diana zapragnęła spróbować Blacka. Nigdy przecież go nie całowała I im dłużej o tym myślała, tym bardziej paliło ja od środka. Nachyliła się nad twarzą chłopaka. 
-chodź ze mna- szepnęła. Syriusz otworzył oczy I podniósł głowę. W jego oczach pojawiły się typowe huncwockie kurwiki. Podniósł się w tempie ekspresowym I trzymając Diane za rękę wyciągnął ja z wierzy Gryffindoru.
-ej, to ze mną miales iść, nie ja z tobą...- mruknęła cicho pamiętając o obowiązującej ciszy nocnej. Syriusz obrócił głowę w jej stronę.
-kiedy ja wiem gdzie chcesz iść- uśmiechnął się typowo po huncwocku. Chwile później stali już w pokoju życzeń  który przypominał ich zwykły pokój wspólny, z tym że przed wesoło iskrzacym się ogniem w kominku leżał puchaty, ciemno czerwony dywan. Diana usiadła na nim opierając plecy o kanapę. Syriusz zajął miejsce obok dziewczyny podając jej kieliszek wina. Uśmiechnęła się w odpowiedzi I wpatrzyła w ogień.
-z tym Johnnym to tak na poważnie kręcisz?
Diana spojrzała na Blacka wyrwana z zamyślenia.
-nie wiem. Co ma być to będzie. Dziś trochę przegiął. 
-widziałem...
-a ty masz kogoś na oku, czy wykorzystałeś już wszystkie dziewczyny w Hogwarcie?- zaśmiała się.
-została taka jedna...- mruknął uśmiechając się w myślach.
-no to za nasze kawalerskie- Di stuknęła kieliszkiem o jego kieliszek. Zamoczyła usta w trunku I odstawiła go na bok. Wyciągnęła również kieliszek z dłoni Syriusza I usiadła na nim okrakiem.
-Di, jesteś pijana, co robisz?- mruknął kładąc dłonie na jej biodrach.
-nic, chciałam czegoś spróbować... - pocałowała go. Delikatnie dotknęła ustami jego usta. Syriusz przycisnął ja do siebie mocniej wsuwając język miedzy jej usta gładząc je. Oboje rozkoszowali się ta chwila. Łapa przesunął dłoń na udo dziewczyny I pogłaskał je. Marzył o takiej chwili, ale nie był gotowy żeby powiedzieć o tym Dianie. Po prostu pocałował ja bardziej zachłannie. Czarnowłosej zawirowało w głowie I to nie przez nadmiar alkoholu we krwi. Dobrze wiedziała, ze to Black tak na nią działał. W tym momencie nawet nie zastanawiała się co z ich przyjaźnią. Po prostu zaczęła rozpinać jego koszule, by po chwili zdjąć ja z niego. Syriusz nie pozostał dłużny. Zsunął ramiączko od sukienki dziewczyny rozpinając jej zamek. Pocałował szyje czarnowłosej  która przyciągnęła go mocniej do siebie zatapiając palce w jego włosach I błądząc palcami po jego karku. Syriusz ponownie pocałował ja w usta I zapiał sukienke. 
-co robisz? - Diana otworzyła oczy. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
-ratuje twoja cnotę skarbie- Syriusz zaśmiał się I pocałował ja jeszcze raz. Diana zeszła z jego kolan- nie obraz się, ale to nie jest dobry pomysł. Później będziesz żałować. Uwielbiam Cie Di, ale uwierz mi, ze to nie może się tak skończyć.
-to przez tą dziewczynę?
-tak- black spojrzał jej w oczy. Ich usta prawie się stykały- bo przed chwila prawie doprowadziła do tego, ze straciłem zmysły. -Pocałował ja
-chodźmy. - Diana wyszła z pokoju życzeń I skierowała się w stronę wieży Gryffindoru. Syriusz złapał ja w pasie I tak weszli do pokoju wspólnego.
-bracie! Gdzieś ty był?! Chodź się napić! - James zaciągnął Syriusza w stronę zajmowanych przez huncwotów I Lily foteli. Zaczęła się popijawa. 


James i Syriusz tępo wpatrywali się w siebie jako tako trzymając się na siedzeniach. Byli kompletnie pijani, a pokój wspólny już pustoszał. Remus wpatrywał się w chrapiącego Petera, a dziewczyny obserwowały pijanych Huncwotów. 
-pomidor- powiedział Syriusz urywając jakąś głupią rozmowę z przyjacielem
-pomidor- Rogatego nie trzeba było długo zachęcać do kontynuowania zabawy
-pomidor
-kurna pomidor- stwierdził Potter czkając głośno
-haaa! Przegrales! - Łapa z triumfem podskoczył na siedzeniu zataczając się lekko.
- kurna pomidor, przegralem? - zapytal otepiale James stojaca obok niego komode - przegralem, kurna, pomidor?
Dziewczyny zaczęły się śmiać. Obudziły śpiącego Petera, który nieprzytomnie wymamrotał: 
-mam taka mysze...
-o! Mysze! Diana! Sciagaj spodnie! - Syriusz klasnął wesoło w dłonie.
- co ty gadasz?- Di spojrzała na niego jak na idiotę. Nie bardzo zrozumiała o co chłopakowi chodzi. 
-ja to ci moge szczura pokazac... Ale zostal tylko ogon, bo cialo się schowalo...- stwierdzil Peter patrzac na swoj brzuch.
-Pettigrew! Black! Do dormitorium! Potter, ciebie tez to dotyczy!- lily przerwała iście inteligentną konwersację próbując zaciagnac pijanych huncwotow do ich wlasnych lozek.
-Lily, ty mnie nie ciagnij w ciemne miejsce! - odparl James patrzac na jej cialo, po czym przenoszac wzrok na oczy. Gdy dotarlo do niego, ze dziewczyna ma nietęga mine spuścił wzrok z powrotem na jej ksztalty.
-Wstawaj Rogaty, bo zaraz oberwiesz- mrukneła pomagając mu dojść do pokoju. 


SPOILER